Koszykarski Śląsk Wrocław jest rekordzistą Tauron Basket Ligi pod względem rozegranych dogrywek. W dotychczasowych 27 spotkaniach wrocławianie mieli ich aż 7 i w efekcie spędzili na parkiecie dodatkowe 35 minut. Jeszcze tylko jedna i Śląsk będzie mógł pochwalić się „dodatkowym” meczem rozegranym w obecnym sezonie.
Dogrywka za dogrywką
Wrocławianie tylko w ostatnich sześciu spotkaniach rozegrali dodatkowe 10 minut przeciwko Polpharmie Starogard Gdański, kolejne 5 minut na początku gry w szóstkach - przeciwko Stabillowi Jezioro Tarnobrzeg. Wcześniej były mecze ze Stelmetem Zielona Góra, Asseco Gdynia i te dwa najbardziej pamiętne przeciwko Rosie Radom.
Co ciekawe wrocławianie byli bardzo bliscy rozegrania kolejnych trzech, a może nawet czterech spotkań, które mogły również zakończyć się dopiero w doliczonym czasie gry. Podopieczni trenera Jerzego Chudeusza tylko jednym punktem wygrali z wicemistrzem polski PGE Turowem Zgorzelec, dwoma pokonali Energę Czarnych Słupsk, również dwoma, ulegli AZS Koszalin, a w kolejnym meczu pięcioma temu samemu przeciwnikowi.
– Szkoda tych przegranych dogrywek. Szkoda o tyle, że porażki przytrafiły się w meczach, które mogły decydować o znalezieniu się w górnej szóstce. Ze Stelmetem przegraliśmy 13 punktami, ale to my w regulaminowym czasie mieliśmy rzut na zwycięstwo – mówi Maciej Szlachtowicz, menedżer Śląska.
Waleczni wrocławianie
Wrocławianie sprawiają wrażenie zespołu bardzo walecznego i nie poddającego się nawet w rywalizacji z potencjalnie mocniejszym przeciwnikiem. Stąd dogrywka w meczu ze Stelmetem, stąd pokonanie Turowa jednym punktem na wyjeździe i minimalna porażka w Hali Orbita, stąd też wygrana nad tym samym zespołem w Pucharze Polski.
Nie jest to jednak żadne zaskoczenie, bo już na początku sezonu zarówno władze Śląska, sami zawodnicy jak i ówczesny trener Milivoje Lazić, a następnie Jerzy Chudeusz, podkreślali że Śląsk będzie w stanie odnosić zwycięstwa, gdy wszyscy będą "gryźli" parkiet i podchodzili do spotkań podobnie, jak przed laty najsłynniejsi gracze tego zespołu z Maciejem Zieliński na czele – z charyzmą i wolą walki.
– Fajnie by było wygrywać mecze kilkunastoma punktami i dać w ostatnich minutach pograć rezerwami, ale z drugiej strony dogrywki oznaczają, że mamy graczy, którzy się nie poddają, walczą do ostatnich chwil i trzeba to docenić. Jak szukamy plusów w tej sytuacji, to takie emocjonujące spotkania bardzo lubią kibice – dodaje Szlachtowicz.
Kolejny mecz wrocławianie rozegrają już 12 kwietnia w Tarnobrzegu. Ciekawe czy tym razem obędzie się bez dogrywki?
SR/mic