Piłkarze Śląska Wrocław przegrali z zespołem Cracovii Kraków 0:3 (0:0) w meczu dziewiątej kolejki piłkarskiej ekstraklasy. Wrocławianie z dorobkiem 11. punktów zajmują obecnie ósme miejsce w tabeli.
Śląsk Wrocław – Cracovia Kraków 0:3 (0:0).
Bramki: 0:1 Saidi Ntibazonkiza (49), 0:2 Saidi Ntibazonkiza (82), Marcin Budziński (90+2).
Żółta kartka: Cracovia Kraków – Mateusz Żytko, Marcin Budziński.
W 5. minucie czerwoną kartką, za zagranie piłki ręką poza polem karnym, otrzymał bramkarz Śląska Rafał Gikiewicz.
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów: 8013.
Śląsk Wrocław – Rafał Gikiewicz – Tadeusz Socha (82. Sylwester Patejuk), Rafał Grodzicki, Adam Kokoszka, Dudu Paraiba – Tomasz Hołota, Dalibor Stevanovic, Sebastian Mila, Przemysław Kaźmierczak, Sebino Plaku (7. Marian Kelemen) – Marco Paixao.
Cracovia Kraków – Krzysztof Pilarz – Sławomir Szeliga, Mateusz Żytko, Milos Kosanovic, Adam Marciniak – Sebastian Steblecki, Damian Dąbrowski, Krzysztof Danielewicz, Marcin Brodziński, Saidi Ntibazonkiza (85. Vladimir Boljevic) – Dawid Nowak (89. Bartłomiej Dudzic).
Piłkarze Śląska przegrali 0:3 z Cracovią grając niemal cały mecz w dziesiątkę, po czerwonej kartce Rafała Gkiewicza. "Pasy" po raz pierwszy w historii wszystkich rozgrywek wygrały ze Śląskiem we Wrocławiu.
Już pierwsza akcja gości, była zapowiedzią, że krakowianie nie przyjechali do Wrocławia, aby kurczowo bronić własnej bramki. Już w 1. minucie Sebastian Steblecki pięknym prostopadłym podaniem uruchomił Saidiego Ntibazonkizę. Burundyjczyk popędził sam na bramkę Rafała Gikiewicza. Golkiper Śląska wyszedł daleko przed pole karne, a Saidi trafił wprost w niego.
Chwilę później wrocławianie nie mieli już tyle szczęścia. Tym razem na czystą pozycję wyszedł Dawid Nowak. Gikiewicz znów wybiegł daleko poza pole karne, lecz tym razem uderzona przez napastnika Cracovii piłka trafiła go w rękę. Sędzia ukarał bramkarza Śląska czerwoną kartką.
Trener Śląska Stanislav Levy, który dopiero co odcierpiał dwa mecze pauzy za okrzyki pod adresem arbitra meczu w Gliwicach, wpadł w szał. Wymachiwał rękoma i głośno krzyczał. Kto wie, czy gdyby nie chwycił go za rękę drugi trener Paweł Barylski, czeski szkoleniowiec nie wbiegłby na murawę i nie popędził do sędziego.
Mimo tego osłabienia Śląsk nie rezygnował z ataków. Po dośrodkowaniach Sebastiana Mili i Dudu Paraiby główkowali Marco Paixao i Tomasz Hołota, po strzale którego piłka odbiła się od poprzeczki. Goście także mieli swoje szanse, ale Mariana Kelemena udało im się pokonać dopiero po przerwie. Niestety aż trzykrotnie.
W 49. minucie Ntibazonkiza wykorzystał błąd Adama Kokoszki i pewnym uderzeniem z kilku metrów pokonał bramkarza. Czarnoskóry zawodnik jeszcze raz w tym meczu wzniósł ręce do góry. Stało się to po tym, jak Stanislav Levy zagrał va banque, wycofując Tadeusza Sochę i w jego miejsce wprowadzając Sylwestra Patejuka. Piłkarze Śląska jeszcze nie zdążyli się dobrze ustawić, gdy Saidi popędził lewą stroną, wpadł w pole karne i nie dał szans Kelemenowi.
Wrocławian dobił już w doliczonym czasie gry Marcin Budziński i wszyscy zobaczyli, jak bardzo brakuje na środku obrony pauzującego za kartki Mariusza Pawelca.
Po meczu powiedzieli:
Wojciech Stawowy (trener Cracovii Kraków): "Spotkanie miało dwa oblicza. Pierwszą połowę rozpoczęliśmy dobrze, stworzyliśmy sobie sytuacje i na pewno łatwiej nam się grało, gdy Gikiewicz dostał czerwoną kartkę. Muszę podkreślić, że to było przez nas wypracowane, nikt nam tego nie podarował. Graliśmy o jednego zawodnika więcej, ale chyba się wystraszyliśmy, bo końcówka pierwszej połowy była już bardzo zła w naszym wykonaniu. Druga połowa była już jednak lepsza. Widać, że kontrolowaliśmy grę, strzeliliśmy trzy bramki i mogę pogratulować swoim zawodnikom. Wiedzieliśmy, że gramy z klasowym zespołem, dlatego grając w przewadze nie popadaliśmy w hurraoptymizm. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Śląsk ma zawodników, którzy w pojedynkę mogą przesądzić o losach spotkania".
Stanislav Levy (trener Śląska Wrocław): "Źle weszliśmy w ten mecz. Przed czerwoną kartką przeciwnik miał dwie sytuacje i mieliśmy szczęście, że ich nie wykorzystał, ale nie wyciągnęliśmy z tego żadnych wniosków. Czerwona kartka oczywiście miała duży wpływ na to spotkanie, ale w pierwszej połowie mieliśmy trzy-cztery stuprocentowe sytuacje i gdybyśmy je wykorzystali, byłoby inaczej. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że musimy być zdyscyplinowani, a tymczasem straciliśmy gola zaraz po wznowieniu. W końcówce podjęliśmy maksymalne ryzyko, za Tadeusza Sochę na murawie pojawił się Sylwester Patejuk, ale nie przyniosło to efektów. Przed nami kolejne ciężkie mecze z Legią Warszawa i KGHM Zagłębiem Lubin, a potem będziemy ciężko pracować w przerwie na reprezentację".
Andrzej Lewandowski /mic