Jeszcze przed spotkaniem drużyna z Wrocławia doznała dużego osłabienia. Na treningu odnowiła się bowiem kontuzja podstawowemu bramkarzowi Śląska Marcinowi Schodowskiemu. Zarówno w przerwie jak i po meczu poruszał się do szatni skacząc na jednej nodze i wspierając się na ramionach kolegów z drużyny.
W bramce zastąpił go Aljosza Cudić, który podobnie jak w innych meczach, spisywał się bardzo dobrze, odbijając piłki w wielu sytuacjach sam na sam z rywalami. Takie okazje Azoty miały niemalże co minutę, dlatego trudno było wszystko obronić. Defensywa wrocławskiej drużyny była dziurawa jak przysłowiowe sito. Po 16 minutach goście prowadzili już 12:4 i mecz był w zasadzie rozstrzygnięty.
Sygnał do dorabiana strat dał Grzegorz Garbacz, który pokazał wreszcie, że nie zapomniał jak się strzela bramki. Na przerwę wrocławianie schodzili z pieciobramkową stratą (12:17). Już na początku drugiej odsłony goście powiększyli jednak przewagę. – Spodziewaliśmy się, że po przerwie wrocławianie ruszą do zdecydowanego ataku, ale my znów postawiliśmy się twardo w defensywie, strzelaliśmy gole z kontrataków i jeszcze powiększyliśmy przewagę – opowiadał kapitan zespołu z Puław Mateusz Kus.
Trzy gole w tym meczu zdobył Maciej Ścigaj, jedyny zawodnik jakiego wrocławski klub ma na prawym rozegraniu. – Przedwczoraj na treningu Maćkowi kręciło się w głowie i wylądował w szpitalu. Okazało się, że doznał zatrucia pokarmowego. Dzisiaj to był cień człowieka, ale ponieważ nie mamy innego zawodnika na tę pozycję musiał zagrać – dodał szkoleniowiec Śląska Piotr Przybecki.
Śląsk Wrocław – Azoty Puławy 29:36 (12:17).
Śląsk: Cudić – Krupa 3, Kryński 2, Herudziński, Garbacz 2, Jarowicz 4, Miszka 2, Radojević 5, Wróblewski 4, Ścigaj 3, Białaszek, Tielepniow 4.
Azoty: Bogdanow, Rasimas – Ćwikliński 1, Kus 2, Skrabania 4, Tarabochia 1, Przybylski 1, Grzelak 1, Masłowski 8, Krajewski 4, Savić 7, Prce 2, Sobol 5.